Artykuł
Ocena pracy ucznia wyrażona stopniem – od obezwładniającej jedynki po uskrzydlającą szóstkę – wydaje się nierozerwalnie związana ze szkołą. Wielu rodzicom, nauczycielom i dzieciom wręcz trudno jest wyobrazić sobie szkołę bez stopni, a sama ocena w powszechnej świadomości – „coś jest na piątkę, coś jest na trójkę z plusem” wyrażona stopniem wydaje się istotą szkoły.
Dlaczego jesteśmy tak związani ze stopniami? I czy ocena rzeczywiście w czymś pomaga? A przede wszystkim czy sami nauczyciele lubią stawiać stopnie?
Na te pytania odpowiada Edyta Wąsik, nauczycielka historii w Międzynarodowej Szkole Podstawowej PADEREWSKI w Lublinie, trenerka w Programie „Szkoła ucząca się” prowadzonym przez Centrum Edukacji Obywatelskiej.
Zacznijmy od tego, że świat nie jest uporządkowany. Także – ku zaskoczeniu wielu – w szkole. Co oznacza, że i my, nauczyciele w szkole mamy czasem podzielone zdania. Część z nas przywykło do tego, że oceny, a przede wszystkim stopnie są zrośnięte ze szkołą, część przygląda się ich wadom (które świadomie lub nie odczuwają wszyscy nauczyciele) i powoli zaczyna odkrywać możliwość zmiany – że… stopnie nie są potrzebne. Niektórzy nauczyciele wręcz jawnie mówią o bezsensie „stopniowania” i konieczności zmian w tym obszarze pracy szkoły. Ba! Postrzegają oni oceny jako pewnego rodzaju „relikt”, który nie pomaga w uczeniu się. Czy maja rację? Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Jakie trudności widzą w stopniach nauczyciele? Oto kilka z nich:
– ocena nie oddaje obiektywnego poziomu wiedzy i umiejętności uczniów, jest bowiem wypadkową wielu różnych czynników: zrozumienia, zapamiętywania, odporności na stres, umiejętności skupienia się, sympatii nauczyciela wobec ucznia, a nawet pogody i humoru nauczyciela danego dnia. Czy zatem na pewno oceniamy to, co chcemy?
– stopień pozbawia ucznia (i rodziców) najważniejszego elementu oceny – wskazówek, jak poprawić zadanie, uzupełnić braki, nadrobić zaległości. Nie służy zatem temu, na czym nam nauczycielom i rodzicom najbardziej zależy – poprawie i rozwojowi umiejętności ucznia.
– ocena nie oddaje wielu składowych pracy dziecka. Zdarza się, że dla ucznia otrzymanie trójki to sukces. Ale trójka w rozumieniu rodzica to „średnio”. Nie widać w niej pracy, zaangażowania i rozwoju. Trudno wyjaśnić rodzicom, że nie powinna ich niepokoić, bo często oznacza postęp. Oczekują piątki od dziecka i często (wiemy o tym, znosimy to!) od nauczyciela.
– ocena ocenie nierówna. Ta sama ocena w różnych szkołach, czy nawet klasach oddawać może różny poziom wiedzy. Rodzi to wyścig do tzw. „dobrych” (czytaj: wymagających) nauczycieli, lub do szkół, które mają „wysoki poziom”.
– w edukacji najważniejsza jest relacja, którą trudno zbudować, jeśli wiemy, że od oceny nauczyciela zależy zadowolenie rodziców. Oceny przeszkadzają również budować relacje oparte na zaufaniu pomiędzy nauczycielami a rodzicami. Czy lubimy ludzi, którzy „źle” nas oceniają?
– oceny rodzą „wyścig szczurów” i porównywanie się do innych. Jedna z moich koleżanek opowiedziała mi historię, z którą dzielę się z nauczycielami i rodzicami podczas spotkań w szkołach:
„Kiedyś mój syn wrócił do domu z informacją, że dostał trójkę ze sprawdzianu z chemii. Na moje pytanie Dlaczego tak słabo? odpowiedział: Słabo? Była jedna, reszta to dwójki i pały!”. Ta historia nie jest rzadka, a gdyby popytać, okazałoby się, że przeżywaliśmy ją wszyscy (albo jako dwójkowicze albo jedynkowicze). I jeśli wywołuje śmiech, to raczej gorzki. To śmiech, który pokazuje bezsens oceny.
– wielu nauczycielom trudno jest emocjonalnie unieść pretensje rodziców czy oskarżenia o „skrzywdzenie dziecka” czasem wręcz „złamanie życia”. Często dyskusje o niesprawiedliwej ocenie toczą się w gabinetach dyrektorów, którzy również muszą udźwignąć maile, telefony od części rodziców z prośbami o „wpłynięcie” na nauczyciela.
– najtrudniejszą jednak dla mnie (i wielu znanych mi nauczycieli) jest uniesienie emocji dzieci i łez kryjących się za czwórką z plusem, czy nawet piątką. Od wielu lat zadaję sobie pytanie, czy na pewno jest to nam w szkołach potrzebne…
Co może temu zaradzić?
Możemy poczekać na zmiany systemowe, one kiedyś przyjdą. Jestem o tym przekonana. Ale ważne jest też to, co możemy zrobić teraz bez oczekiwania na „system”. Widzę tu zadanie dla nauczycieli, ale i dla rodziców.
– to jak najczęstsze określanie uczniowi po jego pracy elementów dobrych, błędów oraz wskazanie dróg rozwoju, czyli tak zwanej informacji zwrotnej zamiast oceny wyrażonej stopniem.
– ze strony rodziców to docenienie tych nauczycieli, którzy stosują informację zwrotną w swojej pracy, a przede wszystkim rozmowa z dzieckiem o tym, czego się nauczyło, nie co dostało i co dostała koleżanka z ławki.
– i dalej ze strony nauczycieli: dawanie uczniowi komentarza do oceny, ze wskazówką co wymaga poprawy. Omawianie z dziećmi sukcesów i błędów. Szukanie tego, co pomoże dziecku uniknąć tego błędu ponownie.
– i razem, dorośli: otwarta i bieżąca rozmowa na linii nauczyciele- rodzice o postępach i rozwoju u dziecka konkretnych umiejętności. Wskazanie drogi, którą uczeń już pokonał, a jaka jeszcze przed nim. Świadomość, że uczenie się to proces.
– nauczyciele: ustalanie kryteriów do zadań. Jak najbardziej precyzyjne danie uczniowi wskazówek, jak ma wyglądać dobrze wykonana praca. Pozwoli uniknąć pytań i „pretensji” wszystkich stron procesu.
– wszyscy: częstsze rozmawianie z dziećmi o ich postępach. Podkreślanie postępu (nie wiedziałeś/ nie umiałeś a już potrafisz!) pozwala również na wzrost poczucia sprawczości i motywacji.
– wszyscy: rozmowy z dziećmi co jest celem nauki (po co się uczymy) i kto ma wpływ na moje wyniki.
– wszyscy: ZAUFANIE SOBIE WZAJEMNIE. Wszak gramy w jednej drużynie.
Bo wiecie co, tak na koniec. To największa tajemnica stopni w szkole. One nie są najważniejsze. Stopień jest tylko skrótem w edukacji. Dobre oceny zapewniają nam spokój – złe są powodem do niepokoju, dobre przynoszą spokój. Ale to skrót, który często wiedzie na manowce, bo niczego po drodze nie tłumaczy. Sama wierzę, że można inaczej – w rozmowie, zaufaniu i słuchaniu siebie nawzajem. Dlatego też jestem wśród tych nauczycieli, którzy uważają, że da się żyć bez ocen. A wy, jak sądzicie?
Artykuł powstał we współpracy z Polska Press w cyklu: “To nie jest na ocenę?”